czwartek, 6 listopada 2014

How to become a better teacher, czyli jak nie zwariować

Od pewnego czasu śledzę posty w grupie nauczycieli języka angielskiego. Dzisiaj zobaczyłam wiele wiadomości o tym, jak zapracowani (a właściwie PRZEPRACOWANI) mogą być nauczyciele. W związku z tym chciałabym podzielić się moją obserwacją tym razem nie na temat nauczania, a na temat bycia nauczycielem.
Najpierw jednak nieco o moim zapracowaniu. Obecnie uczę w niepublicznej szkole podstawowej, gdzie mam 25h dydaktycznych i 4h opieki nad dziećmi, do tego dwa razy w tygodniu uczę w prywatnej szkole językowej (6h w tygodniu) - łącznie 35h spędzam w szkole, a na przygotowywaniu zajęć MINIMUM 10h tygodniowo. Do tego staram się pisać w miarę systematycznie notatki na bloga, aby w jakiś sposób przybliżyć się do mojego upragnionego zostania metodykiem nauczania języka angielskiego.  

Doświadczeni nauczyciele/lektorzy wiedzą, że mimo takiego zapracowania pieniądze są marne,  a mimo to łapiemy się kolejnych kursów, bierzemy kolejne korepetycje. Więcej - doszkalamy się - jak nie kursy stacjonarne, to Coursera, i tak w kółko. W domu tworzymy worksheets, wycinamy memory, czytamy setki blogów, żeby zafascynować naszych uczniów. Szukamy w internecie odpowiedzi na pytanie, jak zostać dobrym nauczycielem, a WikiHow podpowiada, jak zapanować nad klasą i przygotować się do lekcji. Tylko, czy tak zostać dobrym nauczycielem? Uwierzcie mi, że jeśli już tu trafiliście, to jesteście świetnymi nauczycielami. Przejmujecie się swoją pracą i szukacie nowych pomysłów - brawo. Chcę Ci pogratulować Droga Czytelniczko/ Drogi Czytelniku zapału i chęci. Wiemy dobrze, że Twoje starania nie przełożą się na finanse, a przełożony prawdopodobnie myśli, że lekcja jest zwyczajnie 'poprawna', bo zawsze ogląda Twoje świetne zajęcia i myśli, że to norma wśród nauczycieli języka angielskiego. Możliwe, że fakt, iż dzieciom podobała się lekcja rekompensuje Ci te godziny spędzone na przygotowaniach, ale mi to nie wystarcza. I tutaj przechodzę do sedna sprawy. 
Aby zostać dobrym nauczycielem nie możemy myśleć o samej lekcji. Nie skupiajmy się tak bardzo na tym, co piszą poradniki  - dyscyplina w klasie, urozmaicone lekcje, cel zajęć... Oczywiście jest to bardzo ważne - w końcu sama chcę zajmować się metodyką, ale wierzę, że masz opanowany materiał z książek J. Harmera, czy Penny Ur i wiesz jak przygotować wspaniałą lekcję. Moja rada nie jest niczym odkrywczym, a mimo to wiem, że często o tym zapominamy - musimy zacząć od siebie. Szczęśliwy nauczyciel, to chyba 90% sukcesu na lekcji. Możesz przyjść nie do końca przygotowana/y, ale z optymistycznym nastawieniem zarazisz uczniów dobrą energią i lekcja i tak się uda. Choćbyście mieli połowę zajęć grać w Simon says, albo przedyskutować ostatni odcinek Modern Family. Liczy się to, z jaką energią podejdziesz do tematu. Jeśli ostatni wieczór spędziłaś/eś świetnie bawiąc się w gronie znajomych, to nie idź do szkoły z wyrzutami sumienia, że będziecie dzisiaj powtarzać słownictwo z ostatniej lekcji, bo nie zdążyłaś/eś przygotować fajerwerków. Idź szczęśliwa/y wiedząc, że masz wspaniałych przyjaciół i pokaż, że można przeprowadzić cudowną lekcję bawiąc się z powtórkowymi flashcards, a jednocześnie mieć satysfakcję z tego, że zrobiliśmy coś dla siebie. Pamiętaj Drogi Nauczycielu - jesteś najważniejszy dla swoich uczniów, a oni by nie chcieli, żebyś tracił swój wolny czas na wycinanie memory, jeśli miałoby się to wiązać z tym, że nie będziesz do końca szczęśliwy. Bądź też swoją najważniejszą osobą i stawiaj siebie na pierwszym miejscu, a zobaczysz, że wszystkie lekcje będą pełne dobrej energii.
Na koniec garść pozytywnych haseł do wydrukowania, zapamiętania i zastosowania. ;)





16 komentarzy:

  1. Masz rację, naprawdę zgadzam się w 100%, ale powiedz - czy Tobie się to udaje? :) Bo mi niekoniecznie... Oczywiście, mam dni kiedy jest super, mam mega dużo energii i wiem, że każde zajęcia pójdą mi super! A z kolei bywają takie (jak np. dziś), kiedy jestem mega zmęczona (wczoraj byłam w pracy = z dziećmi ok 9h) wtedy czuję, że jeżeli lekcja jest nieprzygotowana to po prostu pójdzie mi słabo, bo mój mózg nie nadąża za wiecznie mającymi energię dziećmi, w związku z czym staram się zawsze (co w praktyce oznacza niemalże codziennie siedzenie w domu po pracy nad pracą...) przygotowywać, chociaż minimalnie, porządkując w głowie co tam zrobić następnego dnia i mam wrażenie, że wiecznie brakuje mi czasu na prawdziwy relaks :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że nie zawsze się to udaje, ale coraz częściej staram się wyluzować. Kiedyś fatalnie czułam się z faktem, że nie zdążyłam przygotować jakiejś wspaniałej lekcji, a teraz wiem, że wystarczy, że będę myśleć pozytywnie, a Uczniom z pewnością spodobają się zajęcia - i tak faktycznie jest. Mój charakter nie pozwala mi na częste takie akcje, ale kiedy już zdarzy się, że w środku tygodnia spotykam się ze znajomymi, to nie robię sobie z tego powodu wyrzutów. Niekiedy mam nawet wrażenie, że te lekcje z pozytywnym nastawieniem są dużo lepsze od tych, nad którymi siedziałam kilka godzin (nie ma nic bardziej frustrującego, niż czasochłonne przygotowanie zadania, które okazuje się fiaskiem... ). Znajdź ten czas na relaks, jak nie dla siebie, to zrób to dla uczniów ;)

      Usuń
    2. No właśnie to kwestia charakteru :) i pewnie nadmiernego przejmowania się tym, żeby wszystko było perfect, choć wiadomo że i tak nie będzie :P Muszę nad tym popracować, zawsze dużo lepiej idzie mi pod koniec roku ;)

      Usuń
    3. Dziś właśnie miałam Bad Lesson Day mimo perfekcyjnego przygotowania. zauważyłam, ze spontan czasem jest o niebo lepszy niż sztywne trzymanie się wytycznych z własnego lessonplanu chociażby. Dziś myślałam, że dzieciaki robia wszytko złośliwie, ale we wszystkich klasach nie mogłyby się tak zmówić. Więc wina leżała po mojej stronie. Siedzę tereaz i próbuję sobie ułożyć feedback, całkiem jak na studiach, by już nie wracać w przyszłości do BLD.

      Usuń
    4. Najważniejsze, że wybrnęłaś! :)

      Usuń
  2. Bardzo motywujący tekst :) Tego mi było trzeba. A z haseł motywujących najbardziej podoba mi się to na czerwonym tle :-D

    OdpowiedzUsuń
  3. To ja troche o przelozonym... Przelozony przychodzi na hospitacje ze swistkiem papieru z kuratorium (nazwijmy je tu "gora") i na tym swistku ma 5 punktow, wg ktorych nauczyciel ma przeprowadzic idealna lekcje. Lekcja jest, a owszem idealna, bo nauczyciel szczesliwy, ze wszystko sie udalo, uczniowie rowniez szczesliwi, bo wyjda z lekcji bogatsi o nowe frazy, wyrazenia, ktore beda mogli wykorzystac po lekcji. Tylko przelozony nie jest szczesliwy, bo 5 odgornych wytycznych nie zostalo zrealizowanych... To sa realia polskiej szkoly - nie uczyc tak, zeby nauczyc, ale uczyc, zeby realizowac durne odgorne zalecenia, ktore zostaly wymyslone przez osoby, ktore o uczeniu zielonego (i zadnego innego) pojecia nie maja. Sorry za te gorycz, ale musialam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. podoba mi sie "keep calm and pretend it's on the lesson plan" :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo, bardzo fajny tekst. Ja wprawdzie pracuję głównie z dorosłymi, a nie z dziećmi, ale i tak zawsze dokładam wszelkich starań, żeby moje lekcje były tak ciekawe, jak tylko to możliwe. I to mi daje gigantyczną satysfakcję! :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. jeszcze dodam ciekawy filmik z YT https://www.youtube.com/watch?v=faUYJ9fMiGg
    Pozdrawiam,Marta

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo motywujący tekst, a szczęśliwy nauczyciel to klucz do sukcesu w przekazywaniu wiedzy! Wiem coś o tym :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Cieszę się, że się Wam podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Całkowicie się z Tobą zgadzam. Przy okazji - zalinkowałam ten post u siebie we wpisie z okazji Dnia Nauczyciela: http://angdlakazdego.blogspot.com/2015/10/teachers-day-7-powodow-dlaczego.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękne słowa;)

    OdpowiedzUsuń